top of page
  • Zdjęcie autoraBTI

MATEMATYKA I LOGIKA SZKOLEŃ

Moim ulubionym tekstem w rozmowach o szkoleniu jest – „ale my preferujemy szkolenia w naszej siedzibie”. Czasem, jeśli firma ma profesjonalne centrum szkoleniowe, ma to rzeczywiście sens. Ale decyduje matematyka. I logika.

 

MAREK SKAŁA




1. CASE 1 — SZKOLENIA W FIRMIE?

Tak, czasem ma to sens. Są firmy mające profesjonalne centra szkoleniowe. Kilka sal z zapleczem cateringowym. Ale nawet nie to nadaje takim szkoleniom wartość, tylko kultura firmy. Chodzi o to, aby pracownicy spędzili dzień na szkoleniu, a nie biegali po firmie, załatwiając rozmaite „pilne i ważne” sprawy. A najczęściej bywa tak: „ja się chwilę spóźnię”, „mam spotkanie”, „szef mnie wezwał”, „klient przyjechał”. W efekcie na 12 uczestników masz na sali około ośmiu, rotacyjnie. Jedno, o czym można marzyć, to przepracowanie kolejnych technik. O jakimkolwiek procesie trzeba zapomnieć. Podkreślam – różnica jest w podejściu, w kulturze organizacji. W dobrych firmach zdarza się nawet, że pracownik nie może tego dnia wejść do

siebie, bo... ma być na szkoleniu, a nie przy biurku! Ma się skupić na warsztatach, za które firma zapłaciła. I to ma sens. Najczęściej jednak decyzja o szkoleniu w firmie powodowana jest...

oszczędnościami. Mamy przecież salę konferencyjną, bardzo często rzeczywiście dobrze wyposażoną w multimedia. Niby logiczne. Tym bardziej, że bliżej, nie trzeba gdzieś tam jeździć po pobliskich ośrodkach czy hotelach. Płacić za salę. Za kawę. Za obiad. Czysta oszczędność? No

jednak nie. To czysta strata! Koszt normalnego szkolenia na osobę to 300-500 zł netto. Normalnego. Czyli warunki brzegowe to ok. 12-15 osób, cena szkolenia 4-5 tys. zł netto za dzień.

Sala z przerwami kawowymi, w przeciętnym hotelu lub zewnętrznym centrum szkoleniowym to ok. 70-100 zł za osobę. Oczywiście ceny warszawskie są wyższe, ceny miejsc prestiżowych jeszcze wyższe. Ale zazwyczaj do kosztu 300-500 zł na osobę dodajemy koszt zewnętrznej sali

w wysokości 70-100 złotych. Dzięki temu uczestnicy są na szkoleniu przez cały dzień, a nie tylko fragmentami. To warunek naprawdę istotny!


Dodatkowo – mamy tu dwie sytuacje:

1. Na szkoleniu są członkowie zarządu i dyrektorzy raportujący, a ich dzień pracy to koszt (przyjmijmy średnio) ok. 800- 1000 zł – na osobę!

2. Na szkoleniu są specjaliści/eksperci/ średnia kadra menedżerska o znacznie mniejszych zarobkach, czyli ich dzień pracy to tylko 200-300 zł.


Dlaczego to ważne?

Bo koszt wyjęcia z pracy całej grupy szkoleniowej to czasem pięć, czasem siedem, a czasem – w wypadku wyższej kadry menedżerskiej – 10 i 15 tysięcy złotych. Tyle kosztuje to, że przez jeden dzień, zamiast pracować, są na szkoleniu. Jaki jest więc sens „oszczędzenia” 1-2 tys. za zewnętrzną salę szkoleniową? Żaden. Bo bez przerwy ktoś wychodzi na chwilę, wraca w połowie

ćwiczenia; nie wie, o co chodzi, nie łapie istoty techniki czy metody. Ale... był na szkoleniu! Matematyka (i logika) podpowiada – nawet kilometr od firmy, ale zawsze poza firmą!


2. CASE 2 — GDZIE JECHAĆ NA SZKOLENIE? CZYLI RZECZ O KOSZTACH I CZASIE W TRZECH AKTACH


Akt 1

Kiedyś z jedna z firm zaproponowała mi szkolenia w... Licheniu. Nie żeby religijne, ale podyktowała to logika i matematyka właśnie. Około 120 przedstawicieli handlowych z całej Polski. Wymóg techniczny to wymieszanie regionów, więc na ten sam termin musi dojechać

ktoś z Rzeszowa i ze Szczecina. Stąd decyzja o lokalizacji w środku Polski, blisko autostrady.

I tak, pięć tygodni (z krótkimi przerwami) spędziłem w blasku licheńskiej świątyni. Było to i sensowne, i logiczne.


Akt 2

Podobna sytuacja – sześć szkoleń dla handlowców, ale miejsca dopasowane do regionów, tak aby mieli blisko. Niestety „blisko” widziane z Warszawy nie potwierdza się w realu. Handlowiec

z Rzeszowa jechał pod Wrocław. Inny, z Jeleniej Góry jechał pod Kraków. Oczywiście, zawsze był to pierwszy temat rozmów przy kawie, jeszcze przed szkoleniem. Z pytaniem o sens. I uczestnicy udzielali sobie sami dość łatwych odpowiedzi. „Tak traktuje nas HR”. „Mają nas w d****”. Na 15 uczestników 3-4 wkurzonych, bo wstali ok. 4-5 rano i przejechali 300 kilometrów bez widocznej potrzeby. Pozostali (czytaj: miejscowi) raczej rozbawieni bezsensowną logistyką

własnej firmy. Trzeba sporo wysiłku trenera, by zaangażowanie i zainteresowanie uczestników przekierować na proces, techniki i metody.


Akt 3

Firma szkoleniowa przeforsowała Stryków jako miejsce szkolenia. Zaskoczony prezes

(zazwyczaj szkolenie odbywało się w rejonie Śląska, bo oddziały są na południu) zapytał HR, skąd ten pomysł. Usłyszał, że tak wygodniej, bo przy skrzyżowaniu autostrad, a i hotel przyjazny szkoleniom. Okazało się, że to propozycja trenera. Okazało się, że był z Łodzi. A uczestnicy z Rzeszowa, Krakowa, Katowic, Opola. Policzmy więc. Handlowców było 15. Każdy przejechał średnio 150 km więcej. Razy dwa. Razy kilometrówka, czyli 0,86 zł za każdy z dodatkowo przejechanych 4500 kilometrów. To daje ekstra 3870 złotych. Plus około dwie godziny jazdy w jedną stronę każdego z 15 uczestników szkolenia. Czyli 60 godzin pracy ekstra. Dlaczego? Bo

trener był wygodny i bardzo przekonujący, a HR biznes partner był idiotą.

39 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page